Tydzień temu napisałam tak:
Pamiętacie „Miasteczko Twin Peaks”? Kiedy wszyscy rzucali swoje czynności, zasiadali przed telewizorem by obejrzeć kolejny odcinek i wreszcie dowiedzieć się kto zabił Laurę Palmer? Z takimi emocjami zapowiada się dla mnie książka „Prawda o sprawie Harry’ego Queberta”. Autor Joel Dicker. Z zadrością patrzę na tylną okładkę, przedstawiającą osiągnięcia, tego dość mocno młodszego ode mnie szwajcarskiego pisarza.
Muszę Wam powiedzieć,
że gdyby nie polecenie dwóch osób, nigdy nie zdecydowałabym się na taką cegłę
(716 stron małym druczkiem). Jednak kiedy zaczęłam… Kiedy zaczęłam…to powiem
tylko tyle – było warto! Treść wciąga od samego początku, a moja wrodzona
nieprzeciętna ciekawość sprawia, że pochłaniam każdą stronę z prędkością światła,
by się dowiedzieć: i co?!, co dalej?! To kto w końcu zabił?! Wydaje się, że wszyscy
mieli jakiś motyw. Atmosfera dość mroczna a na każdej stronie same konkrety.
Mało lania wody, świetne „wstawki”, zwroty akcji i powroty do przeszłości sprawiają, że książka jest
naprawdę intrygująca.
Z reguły nie lubię
obszernych opisów, jednak tu zupełnie przestały mi one przeszkadzać. Czytając
czuję, jakbym oglądała bardzo dobrze nakręcony serial.
Ja, taki wcale już nie
początkujący autor, nadal się uczę, co jest w tym przypadku niezwykle przyjemne.
Z każdą kartką pojawia mi się w głowie myśl: „Jak on to świetnie ujął”.
Zwłaszcza, że bohaterem jest pisarz, który w książce.. pisze książkę! Jestem dopiero w połowie a powieść już mnie
kompletnie zachwyciła. Powiem więcej, pierwszy raz czytam książkę, trzymając w
niej karteczki samoprzylepne, by oznaczyć stronę, do której muszę wrócić, by
zapamiętać zapisane tam myśli.
Już nie mogę doczekać
się końca. Taszczę książkę ze sobą wszędzie, gdzie się udaję, wykradając z niej
w każdym wolnym momencie chociaż kilka kolejnych zdań. Na pewno nie skuszę się
wcześniej sprawdzić końca. Nigdy tego nie róbcie! To psuje całą zabawę!
Dzisiaj powiem tak:
Skończyłam. „Miasteczko Twin peaks” może się schować! Przy „Prawdzie
o sprawie Harry’ego Queberta” na chwilę obecną nie mogę położyć żadnej innej książki ani filmu tego gatunku. To „Biblia pisarzy”, „Encyklopedia
romantyków”, „Mistrzostwo fabuły”. Rozumiem motywy tych, którzy autorowi
wręczyli te rzesze nagród, o jakich stoi na okładce. Zastanawiam się jak bardzo
rozbudowaną mapę myśli musiał rozysować sobie pisarz, by mu te wszystkie wątki,
jakie po trochu ale wnikliwie przemycał, nie umknęły a ostatecznie dały tak
precyzyjnie zamkniętą i idealnie dopracowaną całość.
No i te wszystkie mądrości autora i błyskotliwe przemyślenia,
powodujące co chwilę różnego rodzaju refleksje! Takiej formy, nie spotkałam nigdzie.
A koniec? To jakby Hitchcock pracował z Polańskim a nad
wszystkim czuwał Ridley Scott. Mówiąc krótko - Mistrzostwo! I nie powiem o tym ani jednego słowa więcej.
Od dziś u mnie już nic nie będzie takie samo!
Czytajcie, zwłaszcza ci z Was, którzy piszą książki!
Korzystając z okazji zapraszam również do moich książek:
„Tajemnica Boga” i „Pułapka pożądania”. Czytajcie, piszcie recenzje i komentarze.
Bo
pisanie to życie!
„Słowa sa bardzo ważne, Marcusie. Ale nie pisz po to, aby
cię czytano; pisz, aby być słyszanym” Joel Dicker Prawda o sprawie Harry’ego Queberta.
Recenzowała Karina Krawczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz