„Kundel” z "Ostatnim bastionem romantyzmu" – czyli faceci, którzy „gaszą we mnie wojny”!


Dwie najnowsze płyty, które, po pierwsze – cudnie, że po latach posuchy tych artystów, wreszcie się ukazały, po drugie - absolutnie  mnie zachwyciły i sprawiły, że w tej kwarantannie „paraliżuję na chwilę sieci połączeń elektrycznych”!




1.  Artur Rojek - odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” kilka dni temu zaprezentował światu „Kundla”. Według samego autora  to „opowieść o zwykłości, docenianiu tego, co się ma i miłości, która zawsze jest nadzieją”.  Dla mnie wyjątkowa, fenomenalna, wybitna. Tu nie ma już tego melancholijnego, trochę wycofanego Rojka. Dzięki współpracy z innymi artystami,  teksty na „Kundlu” nie są tak przesiąknięte dramatyzmem jak wcześniejsze płyty artysty. Sam Artur Rojek zresztą  w ostatnim wywiadzie przyznał, że już tak „nie biadoli o dzieciństwie” ale „wychodzi ze swojej strefy komfortu i porzuca psychoanalizę na rzecz romansu z popem”.

10 niezwykłych utworów, każdy inny: jedne genialnie sentymentalne, inne szaleńcze i fantazyjne, przenoszące gdzieś na koniec świata, ale też takie, które twardo uziemiają, zmuszając do przemyśleń.
No i słowa – mądre,  pięknie poetyckie,  artystycznie abstrakcyjne.

Jeśli miałabym się do czegoś doczepić, to tylko do tych piosenek w języku niemieckim – zdecydowanie wolę angielski. W kontekście jednak całości, jest to mało znaczący szczegół a wytwór tylko i wyłącznie gustu.

2. Co do duetu Karaś/Rogucki, powiem tak: to brawurowe, ryzykowne połączenie dwóch światów, zarówno pod względem wieku jak i temperamentu, dało fenomenalny efekt!

Rzadko kiedy faceci mówią wprost o romantyzmie. Stąd kiedy zobaczyłam tytuł płyty: „OSTATNI BASTION ROMANTYZMU” i jeden z opisów: „11 opowieści o miłości w czasach cybernetycznej zarazy, (..)erotyki motoryzacyjno-katastroficzne, opowiadające o uczuciach w epoce końca cywilizacji”, moje zdziwienie było ogromne. 
Jednak sam Piotr Rogucki wypowiedział się następująco: „Na naszej płycie romantyzm nie jest uosobieniem epoki literackiej, ale raczej romantycznością – centralą dobrych uczuć, które jeszcze w nas pozostały. Elementem dobrej naiwności w relacjach międzyludzkich, która obecnie jest obudowana manipulacją, wynikającą z czasów, w których żyjemy. Czy to ze strony polityki, czy też cyfryzacji. Dla nas, w tym momencie romantyzm jest azylem, w którym jeszcze można znaleźć człowieczeństwo i prawdziwą miłość.”

Domyślam się, że współpraca tych dwóch artystów nie była łatwa. W końcu spotkał się młody, otwarty na świat, jeszcze nie za bardzo skażony naleciałościami, lecz zdolny niczym wschodząca gwiazda, kompozytor, z dwa razy starszym od siebie, raczej introwertycznym, doświadczonym  wokalistą. Efekt ich wspólnej pracy pokazuje, że wszystko jest możliwe. Powiem więcej (choć pewnie narażę się fanom Comy, lecz jest to, jak już wspomniałam tylko i wyłącznie kwestia, kto co lubi) - duet KaraS/Rogucki to klasyczny przykład, gdzie uczeń przerósł mistrza i w mojej ocenie muzyka jest lepsza od wokalu.  Tutaj muzyka, autorstwa przede wszystkim Jakuba Karasia, nadaje każdemu utworowi  90% wartości.
Dodatkowy DUUUŻY plus daję jednak za pomysł. Spójrzcie na ten krążek – płyta CD wygląda jak mini analogowa (łącznie z rzeźbieniami!). No i naklejki są w środku!  

SIEDŹCIE W DOMACH, CZYTAJCIE KSIĄŻKI I SŁUCHAJCIE MUZYKI J ZDRÓWKA!

A ja tymczasem  „wchodzę w tę ciszę, która wynika z twoich myśli…”  

Moja ocena obu płyt:
                Muzyka 10/10
                Słowa 10/10

Recenzowała: Karina Krawczyk

Źródła:
Artur Rojek „Bez końca”
Karaś/Rogucki  „Kilka westchnień”


5 komentarzy:

  1. Świetny wpis. Słuchałem "Kundla" i muszę przyznać, że jest to bardzo dobry album. Nie mniej jednak podobał mi się właśnie Rojek taki bardziej melancholijny. Można powiedzieć, że tak trochę zaszufladkowałem go w tym melancholijnym, nostalgicznym rock-pop, które tworzył z Myslovitz.
    Co do duetu Karaś/Rogucki to średnio przypadł do gustu. Może dlatego, że nie przepadam za Roguckim, za to Karasia i The Dumplings bardzo lubię.

    Pozdrawiam
    Piotrek
    www.muzykanakolkach.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za wpis. Czyli nie jestem odosobnina w moim odczuciu co do Roguckiego. Dobrze śpiewa, jednak to nie mój ulubiony typ. Jak to sie mówi - ciar nie ma. Za to przy pozostałych wymienionych jak najbardziej !

      Usuń
    2. Dokładnie! Rogucki jest dla mnie takim typem artysty, który swoje robi dobrze, jednak szału przy tym nie ma. Nie powoduje ciarek na plecach,

      Usuń
  2. Sposób śpiewania Roguckiego na tej płycie mocno przypomina Błażeja Króla i, docelowo, Ciechowskiego. Sama płyta wydaje mi się nieco wtórna, ALE jednocześnie jak bardzo aktualna dzisiaj! Koniec świata, wszystko się wali... A oni jeszcze o tym nie wiedzieli :D

    Co do Rojka - jak na razie wchodzi mi li i jedynie Bez końca - właśnie gasisz we mnie wojny <3 do pozostałych piosenek nie mogę się przekonać, każda brzmi podobnie, każda wydaje mi się przedłużeniem poprzedniej płyty - ktoś spokojnie mógłby mi puścić Sportowe życie i oszukać mnie, mówiąc "No to przecież było na Składam się z ciągłych powtórzeń, nie pamiętasz?" XD Doceniam za to grafikę i kolorystykę Kundla, no i słucham dalej, bo jestem wierną fanką i mam nadzieję, że w końcu do mnie dotrze. Jeśli nie - zadowolę się Bez końca, to jest naprawdę świetny numer :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuję za wpis. Myśle Kasika, że nie tak łatwo Rojkowi zrezygnować z tego psychodelicznego melancholizmu. Jak dla mnie ma go wbudowany. Dopiero pomoc innych artytów dała inny wydźwięk kolejnej płyty. Co myślę? Podoba mi się i to nowe i to stare. Według mnie Artur Rojek - nie wiem czy o tym wie czy nie - jest i będzie PRAWDZIWYM ARTYSTĄ, czyli takim ,który cokolwiek zrobi, zrobi bardzo dobrze. Dlaczego ? Chyba dlatego, że robi to z ogromnym sercem i przemyśleniem i całym sobą...

    OdpowiedzUsuń